Łódź nie jest polskim Detroit, to miasto znacznie ciekawsze, daleko mu do bankructwa i ma duży potencjał społeczny. W dzieleniu budżetu partycypacyjnego wzięło udział ponad 100 tys. mieszkańców, nieźle jak na miasto niskiej statystycznie aktywności politycznej i społecznej. Nie jest to jednak miasto łatwe, przybyszowi nie znającemu Łodzi od razu w oczy rzucają się ruiny nowoczesności – opuszczone budynki, całe kwartały zapuszczonych kamienic i familoków wrzynające się w najbardziej prestiżowe kawałki przestrzeni zajęte przez ekskluzywne lofty. Sto tysięcy gości walących codziennie do centrum handlowego Manufaktura, jakie powstało w dawnym kompleksie fabrycznym Izraela Poznańskiego ma szansę, jeśli wychyli nos poza ogrodzenie zobaczyć „pustynię realnego”.
Jakie jest jednak łódzkie „realne” trudniej odpowiedzieć, najlepszy czas dla miasta to XIX wiek, okresy najgorsze to paradoksalnie krótkie kawałki niepodległości. Rok 1918 przyniósł utratę wielkich rynków Rosji, rok 1989 podobnie – koniec RWPG i globalizacja podminowała opłacalność przemysłu włókienniczego, odzieżowy jednak się ostał. Nie potrzebuje już jednak fabryk, model chałupniczy 2.0 wystarczy w zupełności. Teraz rozpoczęła się walka o wiek XXI, czym będzie drugie do niedawna pod względem wielkości miasto Polski? Centrum logistyki i przemysłów kreatywnych? To możliwa opcja, pierwsza część już się realizuje, skrzyżowanie autostrad A1 i A2 przesądza o funkcjach logistycznych. Druga część zamysłu wymaga jednak czegoś więcej niż infrastruktury – ludzi. Coś jednak ciekawego z ludźmi w Łodzi, zwłaszcza w młodym pokoleniu się dzieje, trochę podobnie jak w Warszawie – zaczynają z dumą mówić o swoim mieście. A starsi ciągle podkreślają, że problemem Łodzi zawsze był czarny PR z zewnątrz i wewnątrz niechęć mieszkańców do własnego miasta.
To jednak się zmienia, władze cieszą się, że Standard and Poor utrzymała ocenę ratingową miasta uzupełniając ją dobrą prognozą, budowa Nowego Centru Miasta (dawny dworzec Łódź Fabryczna i elektrownia EC1) idzie pełną parą, inwestycja warta ponad 4 mld robi wrażenie. I zmusza do pytania – co po jej zakończeniu? Czy owo Centrum ożyje życiem, czy stanie się białym słoniem swą masą wysysającym energię z pobliskich, „starych” części miasta? Łódź, jak przekonują mnie rozmówcy, nie jest polskim Detroit i nie jest skazana na upadek, raczej należy mówić dziś o łódzkim renesansie, którego najważniejszym składnikiem jest wątłe jeszcze lecz wyraźnie zauważalne społeczne ożywienie. Bo jak mi powiedziano na Księżym Młynie, najważniejsze kapitały Łodzi, to ludzie i miejsca. I trudno o lepszy dowód, że coś się zmienia, niż rosnąca powoli liczba warszawiaków dojeżdżających do Łodzi do pracy.
31 października o godz. 23:06 50
Warszawiacy dojeżdżajacy do Łodzi ? Nie spotkałam i nie słyszałam. Za to wielu absolwentów ucieka z Łodzi do Warszawy i tam znajduje pracę , wynajmują mieszkania. W odpowiedzi na to wiele warszawskich i ogólnopolskich fundacji i stowarzyszeń otwiera swoje oddziały w Łodzi. Zwykłych zjadaczy chleba w Łodzi cieszą zmiany. Dostrzegają, że Łódź pięknieje. Martwi natomiast brak przemysłu, widoków na dobrą i stałą pracę. Niekoniecznie w centrach handlowych. Coraz wyraźniej zaznacza się społeczne rozwarstwienie, niestety w sposób bardzo liberalny i kontrastowy. I to nas martwi, bo nie chcemy, żeby o naszym mieście mówiono : „miasto kontrastów”.
1 listopada o godz. 8:30 51
@olinaa: a ja spotkałem w ciągu dnia dwoje dojeżdżających warszawiaków 🙂 A jak wyliczył wiceprezydent, to oczywiście bilans netto jest na korzyść W-wy, choć i tak więcej ciągnie z Łodzi Londyn (roczne saldo migracyjne).
21 listopada o godz. 1:04 102
Różnią sie miasta różnorodność duża jest .Manufaktura to luksusowy statek w morzu biedy