Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Miejskie historie - Twoje miasto – twój wybór Miejskie historie - Twoje miasto – twój wybór Miejskie historie - Twoje miasto – twój wybór

7.11.2013
czwartek

Miasta przyszłości. Ludzka skala Jana Gehla

7 listopada 2013, czwartek,

Jan Gehl, duński architekt chwali się, że sześć spośród dziesięciu najwyżej ocenionych pod względem jakości życia miast świata przeszło zaprojektowaną przez jego zespół kurację „uczłowieczania”. Kopenhaga, rodzinne miasto Gehla zajmuje pierwsze miejsce, to tu już w latach sześćdziesiątych zaczął on badać zachowanie ludzi w mieście. Wczoraj mówił w Warszawie: to zdumiewające ale więcej wiemy o habitacie goryli górskich, o zachowaniach tygrysów syberyjskich niż o ludziach w ich „naturalym”, miejskim środowisku. 

Miejskich planistów w XX wieku interesowała i ciągle w większości miast interesuje bardziej ruch samochodowy, niż to jak przemieszczają się ludzie. Urbaniści i architekci zapominają o ludziach, patrzą na miasto z perspektywy samolotu i helikoptera, zapominają o ludzkiej skali – to wymiar codziennego doświadczenia człowieka, który chodzi z szybkością 5 km/h. Szczytem arogancji były miasta budowane zgodnie z modernistycznym zapałem, inspirowanym m.in. ideami Le Corbusiera, klasyczny przykładem Brasilia. Z samolotu wygląda pięknie, dla ludzi jest koszmarem.

Gehl zaczął od Kopenhagi przywracać ludzką skalę do miast i oddawać miasta ludziom przez eliminację ruchu samochodowego, otwieranie przestrzeni publicznych, udrażnianie bezpiecznego ruchu rowerowego i pieszego. Najbardziej spektakularne osiągnięcie idei Gehla, to Nowy Jork, w którym burmistrz Michael Bloomberg zamknął w 2009 r. Broadway dla ruchu pieszego. Miliony nowojorczyków uczestniczyły w konsultacjach, większość protestowała przeciwko zmianom – wszak samochód to American Way of Life i część American Dream. Burmistrz nie uległ protestom, otworzył Broadway i zamknął dla ruchu samochodowego wiele innych ulic, na które wrócili ludzie, ławki, kawiarnie. Dziś te zmiany popiera ponad 70 proc. nowojorczyków, Manhattan odzyskał choć trochę ludzkiej skali, przestał być betonową pustynią.

Gdy oglądałem wykład Gehla poczułem pewien dysonans, konfrontując to co mówi, z doświadczeniem warszawskim. Niewątpliwym sukcesem Warszawy ostatnich lat jest „introdukcja” kultury rowerowej: przybywa ścieżek, system veturilo został przyjęty z entuzjazmem. Coś jednak nie gra. Co? Wszędzie, gdzie wkraczał Gehl, przestrzeń ruchu dla rowerów powstawała kosztem ulic – rowery zostały wmontowane w system miejskiej komunikacji. W Warszawie większość ścieżek powstaje kosztem chodników i pasów zieleni, co wywołuje naturalne konflikty z pieszymi, którzy są w tej chwili zupełnie spychani na margines. Chodzenie po warszawskich chodnikach w niektórych miejscach, jak Aleje Ujazdowskie w okolicy Placu na Rozdrożu stało się po prostu niebezpieczne. Niby to samo, jak w Kopenhadze, lecz nie tak samo.

W Warszawie ciągle dominują kultura i skala samochodowa, rowery zostały wciśnięte na siłę, jako danina na rzecz nowych miejskich mód, ich pojawienie się nie jest jednak wyrazem przemiany myślenia włodarzy miasta o jego istocie. Nie oczekuję, że Hanna Gronkiewicz Waltz zacznie jeździć do pracy na rowerze, sam tego nie robię – wolę chodzić i jeździć transportem publicznym. Oczekuję jednak odrobienia lekcji na temat tego, czym jest dziś mobilność – świetnie do tego zagadnienia wprowadza John Urry w „Socjologii mobilności”. Powinna stanąć w warszawskim ratuszu obok książek Gehla, na którego najwyraźniej nastała teraz moda.

Dobrze, że Gehl pojawił się wczoraj w Warszawie fetowany przez warszawskie władze, dzień wcześniej był w Łodzi (będę wdzięczny, jeśli ktoś z łodzian podzieli się wrażeniami z jego pobytu). Jest świetnym showmanem i doskonale potrafi sprzedawać siebie i swoją pracownię. Można odnieść wrażenie, że to on wymyślił ruch miejskiej odnowy. Nie odbierając mu należnych zasług warto przypomnieć Jaime Lernera, burmistrza Kurytyby, który zaczął wprowadzać „ludzką skalę” w tym samym czasie, kiedy Gehl brał się za Kopenhagę. Rozwiązania z Kurytyby, jak szybki transport miejski stały się wzorcem kopiowanym w wielu innych miastach świata. Piszę o tym dlatego, żeby pokazać, że Warszawa i inne miasta polskie nie są skazane jedynie na kopiowanie – czas na własne rozwiązania. Zacznijmy sami w końcu robić choć niektóre rzeczy najlepiej na świecie. Na podobnej zasadzie, jak przedwojenny projekt Warszawy funkcjonalnej.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 7

Dodaj komentarz »
  1. Miasto Łódź zamknięto robotami drogowymi , odzielając północ od południa. Teraz są tam dwa miasta zapomniane. To biedne miasto poniżone przez transformację zostało sprowadzone do wymiarów kibucu dla ludzi starszych i mało dynamicznych.
    Temu miastu potrzebne jest nowe życie, energia i miejsca pracy.
    Architekt Gehl jest dla Łodzi ekstrawanganckim dodatkiem do XIX wiecznego garnituru.

  2. W polskich miastach niemal wszystko jest niemożnością.
    Dopóki burmistrz będzie dostawał głosy za przecinanie wstęgi na nowym klocu z betonu i za kolorowe a lipne wizualizacje , zamiast na trawniku, na którym można zrobić fikołka – dopóty polskie miasta będą takie jakie są. 50 lat zapóźnienia to dla Polski jeszcze za mało. Musimy dociągnąć do setki z okładem.

    Panie redaktorze, Duńczyki, Szwedy, Holendry, Niemce, Australijczyki i inne takie są na Marsie. a my za stodołą, ze spuszczonymi gaciami.

  3. Jak widać, panie redaktorze, nawet na forum Polityki nie ma zainteresowania dla poprawy naszych miast na lepsze.
    „nie bądź pan rura i nie pękaj” – to świetnie podsumowuje poziom troski Polaków o Polskę im najbliższą: dom, ulicę, chodnik, płot, drzewo, plac.
    Dom jest ważny od progu w głąb mieszkania. Ulica jest ważna o ile mogę na niej upchać samochód. Chodnik jest dobry, bo jak zabraknie miejsc na auta na ulicy, zaparkuję na chodniku, drzewo jest dobre o ile można się o nie podeprzeć w czasie womitacji, a w ogóle jest niedobre, wiadomo – liście, brud, smród i gałęzie spadają na samochody. Plac też jest dobry, bo na parkowanie się nada jak nic, z trawnika robię klepisko z czterema kałużami na środku. Kałuże można przysypać szlaką i żużlem, ale właściwie to niepotrzebne. Sąsiedzi na klepisko wyprowadzają psy które się wypróżniają pomiędzy autami, a koty sikają do silnika. Wtykają w kupy polskie flagi i kochają nasz biedny kraj. Za trzepakiem mamy taki kawałek trawy, specjalnie zostawiony, żeby w niego wycierać buty z psiej kupy. Sąsiad z parteru prowadzi działalność gospodarczą – opala z plastiku kable elektryczne ukradzione PKP. Smród dusi muchy i neutralizuje zapach szczyn i kup, więc latem nie jest źle. W ten sposób osiągamy stan naturalnej równowagi przyrodniczej.
    W domach, biurach, urzędach z betonu nie ma wolnej myśli, a profesor Gehl tu nie mieszka.
    Niestety

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Brawo za ostatni akapit.. Juz myslalem, ze nigdy nie doczekam sie apelu o tworzenie wlasnych rozwiazan. Jan Gehl zrobil dla miast bardzo wiele dobrego, ale zrobil tez, moim zdaniem, wiele zlego. Krytykujac dokonania modernistow i skupiajac sie na promowaniu miasta, gdzie mozna przyjemnie spacerowac i popic Capuccino, Gehl po pierwsze wpisuje sie w dominujacy trend komercjalizacji przestrzeni, a po drugie – odciaga uwage od prawdziwie waznych tematow. Modernisci tworzyli bardzo proste i skromne architektonicznie miasta, ale za to rozwiazali w wielu miejscach swiata problem mieszkaniowy. Jak mozna tego nie pamietac? Dzisiejsza fala uwielbienia dla laweczek, rowerow i placykow przeslania prawdziwe problemy urbanistyczne miast, jak na przyklad suburbanizacja (choc Gehl twierdzi ze jego „Copenhagenization” miast zapobiega suburbanizacji, ja w to nie wierze nie majac potwierdzajacych to danych), gentryfikacja (dokonujaca sie rowniez, rekami Gehla) czy – moim zdaniem najwazniejsze – absolutny brak alternatywy dla mieszkaniowki oferowanej przez deweloperow… Sluchajcie Gehla, ale – blagam – krytycznie!

  6. Pan Gehl wzbudził duże zainteresowanie w Łodzi – 500 osób w auli wykładowej robi wrażenie. Spotkanie zgromadziło głównie studentów ale na sali znaleźli się również specjaliści oraz przedstawiciele łódzkiego samorządu. Trzeba przyznać, że gość z Danii bardzo szybko nawiązał kontakt ze słuchaczami, którzy w wielkim skupieniu chłonęli przekazywane treści. Wykłady Profesora odbiły się bardzo głośnym echem w społeczności akademickiej oraz NGO. Pokazuję to jak bardzo idee „Miasta dla ludzi” są potrzebne w Łodzi. Mam nadzieję, że dostrzegają to również władze miasta, które dotychczas muszą się tłumaczyć z wielkich, przeskalowanych inwestycji. Ostatnie dziesięciolecia to czas inwestowania na potrzeby ruchu samochodowego. Dopiero ostatnie kilka lat daję nadzieję na lepsze czasy dla Łodzi:)

  7. Kuba Snopek
    10 listopada o godz. 13:51
    Nie wiem, czy te krytyczne uwagi płyną z wykładu z Łodzi, jednak skoro się słucha Gehla, warto i wysłuchać, jak dokonał porównania kilkunastu dużych miast Europu, jakie wyciągnął wnioski i jak je zastosował. Oraz jak się zmieniło te kilkanaście porównywanych miast – które są lepsze od Kopenhagi, a które nie i dlaczego.
    Stawianie ławeczek jako przykład komercjalizacji to – mam nadzieję – skrót myślowy. Gehl i mówi, i robi co innego, sięga głęboko do podłoża i systemu miasta, a ławeczki są bardzo dobrym skutkiem. A jeśli przy tym zachęcają do przebywania na świeżym powietrzu i ułatwiają kontakt ze sklepem, knajpą, akademikiem, to bardzo dobrze.

  8. @Kuba Snopek – akurat wg moich obserwacji niektóre polskie osiedla, jak Nowa Huta w Krakowie, a także parę osiedli we Wrocławiu czy Latawiec w Warszawie (ten może w mniejszym stopniu) były właśnie projektowane dla ludzi – były przestrzenne, zielone, zapewniano w pobliżu plac zabaw, szkołę, przedszkole, sklepy, przychodnię, a także – pomniejszane przez Ciebie – ławeczki. Dopiero później zaczęto tworzyć „sypialnie” na pustyni.

css.php