Wpis Przemysława Filara z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia wywołał ciekawą dyskusję, autor uznał że warto odpowiedzieć nowym tekstem z dodatkową porcją argumentów i przykładów. Zapraszamy do lektury i dalszej dyskusji o Wrocławiu. Niebawem podsumuję reakcje na Portret Wrocławia przygotowany przez „Politykę”:
Wywołany do tablicy komentarzami pod moim pierwszym wpisem, czuję się zobowiązany odpisać przede wszystkim osobom krytykującym moje opinie, dlatego zacznę od pytania, jakie miejsca we Wrocławiu zmieniło Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia. Wymienię Uchwałę Pomnikową, w której przygotowaniu braliśmy udział, a która obliguje pomysłodawców nowych pomników do realizacji ich po wybraniu projektu w konkursie. Procedura ta powstała w czasie konsultacji społecznych, których częścią była debata z cyklu firmowanego przez Radę Miasta Wrocławia, Towarzystwo Urbanistów Polskich oraz naszą organizację, niestety zawieszonego pomimo wielkiego zainteresowania dyskusjami nad przyszłością miasta. Nasze działania często nie są głośne, jak lobbowanie za odtworzeniem brakujących hełmów na wieżach wrocławskich kościołów (w ubiegłym roku zaproponowaliśmy, aby zmniejszyć wydatki na świąteczne iluminacje o kwotę potrzebną na zwieńczenie klasztoru Urszulanek, po kilku miesiącach okazało się że nastąpiło odpowiednie przesunięcie w budżecie), czy naciski na PSS Społem, aby odsłoniło zabytkową fasadę Domu Handlowego Podwale, co nastąpiło dzięki współpracy z Biurem Rozwoju Gospodarczego Urzędu Miasta. Obecnie współpracujemy nadal, przy rewitalizacji ulicy Bogusławskiego, gdzie od lat proponujemy drobne usprawnienia, przy zachowaniu unikalnego charakteru tej przestrzeni, a teraz te postulaty są realizowane. Co ważne, przy wielkim zadowoleniu niemal wszystkich środowisk, które biorą udział w konsultacjach, co rzadkie w dyskusjach o miastach.
Inne głosy skupiły się na porównaniu Poznania i Wrocławia, dlatego pozwolę sobie na doprecyzowanie: nie chodziło mi o deprecjonowanie pozycji stolicy Wielkopolski, wyłącznie zwrócenie uwagi na to, że miasto które nie myśli o swojej przyszłosci w perspektywie kolejnego pokolenia, cofa się. A głosów o takiej pozycji Poznania jest mnóstwo w tym mieście. Wyprowadzenie potencjału akademickiego na peryferyjne Morasko, choć uniwersytety poza nauczaniem muszą tworzyć życie miasta, a więc i prowadzić dysputy w kawiarniach koło Starego Rynku. Oddanie jednej z nacenniejszych działek, z widokiem na Maltę, pod centrum handlowe, choć takie nie musi mieć przecież okien, wystarczą billboardy. Podwyżki cen biletów tramwajowych, które spowodowały spadek wpływów do budżetu. Stan nawierzchni Starego Rynku, na którym miejski architekt skręcił nogę (sic! ). Czyściciele kamienic. No i oczywiście sprawy Kroloppa oraz abp. Paetza.
Jednak największym błędem, jaki popełniono w Poznaniu było ślepe wierzenie rankingom, tak często cytowanym przez jego władze. A genius loci nie da się złapać w liczby, dlatego zazwyczaj ludzie wolą mieszkać w Barcelonie niż Zurychu. Problem w tym, że pomimo ostatniego kryzysu, władze zarówno Poznania, jak i Wrocławia nadal patrzą przez pryzmat XX wieku, kiedy pierwszy raz wyjeżdżały do Berlina Zachodniego, a dobrobyt oznaczał przejazd Berliner Ringiem i zakupy. Dziś młode pokolenie lata samolotem, więc na miejscu porusza się rowerem i tramwajem, zakupy robi przez internet, albo w sklepikach przy ulicach handlowych, nie ma telewizora, a weekend dla nich to także city break, a nie odpoczynek od zgiełku wielkiego miasta. Bo my wiemy, że wielkie miasto nie musi oznaczać spalin, hałasu, uciążliwości.
Gdy słyszę od niektórych miejskich urzędników, że mieszkając w centrum muszę się przyzwyczaić do tego, że mam pod oknami sznury głośnych samochodów, a tramwaje skrzypią, chcę im powiedzieć: gdybyście mieszkali w mieście, te problemy by nie istniały. Wiedzielibyście, że należy postawić na jakość życia mieszkańców, poprzez takie zarządzanie miastem, aby było zielone, ciche, i przyciągające coraz to nowych do życia w nim. Niestety, punkt widzenia zależy od miejsca zamieszkania.
Komentarze: 6
Dodaj komentarz »