Gdy w Kijowie wrze, warto zastanowić się, jak miejska geografia wpływa na dynamikę masowych protestów. Kuba Snopek porównuje słynne demonstracje w Moskwie z wydarzeniami, jakie rozgrywają się na Chreszczatyku, Majdanie Niepodległości, Instytuckiej i Bankowej w Kijowie. Czyli o polityczności miejskiej przestrzeni.
Czytając doniesienia o protestach w Kijowie, co i rusz natrafiam na nazwy znajomych miejsc – Majdan Niepodległości, Chreszczatyk, ulice Instytucka i Bankowa, plac Michaiłowski. To przepiękne ulice i place, zazwyczaj pełne barwnego, miejskiego życia. Od razu narzucają się porównania do protestów, które w ostatnich latach wstrząsały Moskwą – na prospekcie Sacharowa i Placu Bołotnym. A są to, na odwrót, miejsca peryferyjne, nie mające większego znaczenia dla codziennego życia mieszkańców, pozbawione tożsamości, nieznane turystom. Czy ta różnica mogła wpłynąć na same protesty? Moim zdaniem – warto się nad tym pytaniem zastanowić.
Struktura centrum ukraińskiej stolicy jest ciekawa i oryginalna. Po silnych zniszczeniach II Wojny Światowej, miasto od 1943 roku było odbudowywane – ze stalinowskim rozmachem, zachowując niezbyt wysoką gęstość zabudowy i dużo zieleni. Główna ulica Kijowa to Chreszczatyk – w pełni zrekonstruowany po wojnie w formie szerokiej, monumentalnej alei. Pod względem atmosfery, architektury i skali przypomina trochę warszawski MDM, choć pod względem funkcji bliżej mu do Krakowskiego Przedmieścia. To właśnie na Chreszczatyk nanizany jest Majdan (plac) Niepodległości, na którym rozegrała się Pomarańczowa Rewolucja i na którym dziś zbierają się protestujący. Nieopodal znajdują się zarówno główne gmachy władzy, jak również popularne sklepy i bary.
Z Chreszczatykiem był problem – to bardzo szeroka ulica, o skali dostosowanej raczej do wojskowych defilad, aniżeli do codziennego miejskiego życia. Urbaniści zdecydowali się na eksperyment: od końca lat dziewięćdziesiątych Chreszczatyk jest… zamykany w weekendy dla ruchu samochodowego! W dni wolne staje się całkowicie dostępny dla pieszych, panuje tam atmosfera festynu i zabawy. Ta brawurowa decyzja (zamknąć dla samochodów główną ulicę miasta! Czapki z głów!) pozwoliła Kijowianom oswoić totalitarną i zimną stalinowską przestrzeń, jeszcze bardziej zżyć się ze swoim miastem. Majdan Niepodległości i inne place wzdłuż Chreszczatyku są miejscami spacerów, obiektem dumy Kijowian, częścią lokalnej tożsamości. Są w stu procentach związane z życiem mieszkańców stolicy – nie tylko tym politycznym.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Moskwie. Odpowiednikiem Chreszczatyka powinny być wielkie place położone w samym centrum: Czerwony, Maneżowy. Wszelkie protesty są tam jednak niemożliwe. Plac Czerwony 7 listopada 1917 roku został zamieniony przez Bolszewików w elitarny cmentarz – zdecydowano, że spoczywać tam będą zasłużeni dla rewolucji towarzysze. Ten los został przypieczętowany w 1930 roku, kiedy otwarte zostało Mauzoleum Lenina. Wiosną 1918 roku do Moskwy wprowadził się nowy rząd – całkowicie zamknięty więc został dla mieszkańców Kreml. Do dzisiejszego dnia, będąc siedzibą władzy, jest zamknięty na cztery spusty – dostać się do środka można tylko kupując drogi bilet i przechodząc przez kontrolę osobistą.
Jeszcze na początku lat ’90 rolę głównego placu miasta pełnił położony nieopodal plac Manieżowy. W 1990 roku (istniał jeszcze Związek Radziecki) olbrzymi plac zgromadził około 300 tysięcy osób w proteście przeciw 6. artykułowi konstytucji ZSRR o przewodniej roli partii komunistycznej. W 1991 roku setki tysięcy ludzi zbierały się na Placu Maneżowym jeszcze dwukrotnie – m.in. protestując przeciw okupacji Litwy. W 1995 roku – po niespokojnych latach 1991 i 1993 – Plac Maneżowy został… zabudowany. Na jego miejscu pojawiło się podziemne centrum handlowe. Co prawda jego dach został udostępniony dla pieszych i formalnie nadal był placem, jednak zwarta i spójna dotychczas przestrzeń została rozdrobniona na setki niewielkich fragmentów, przeorana schodami i różnicami poziomów. Krótko mówiąc – zebranie dużej ilości ludzi w tym miejscu jest już dziś niemożliwe. Moskwianie są przekonani, że zostało to zrobione celowo, właśnie po to, aby utrudnić potencjalne protesty. Za czasach mera Jurija Łużkowa zabudowane centrami handlowymi zostały także wszystkie wielkie place przed dworcami kolejowymi. Tradycyjne zaś miejsce zbiórek opozycji – plac Tryumfalny – było permanentnie ogrodzone płotem z powodu rzekomych prac remontowych.
Wielkie protesty przeciwko Putinowi w latach 2011-2013 odbywały się już w dosyć przypadkowych lokalizacjach. Za każdym razem władza umiejętnie negocjowała z protestującymi wybór miejsca, za każdym razem pojawiały się komentarze (moim zdaniem – trafne), że lokalizacje Kreml wybiera bezbłędnie z punktu widzenia swoich interesów. Jeden z największych protestów odbył się na Placu Bołotnym. Miejsce to znajduje się na wyspie naprzeciwko Kremla. Plac Bołotny nie ma swojej silnej tożsamości, nie istnieje na mentalnej mapie miasta. Jego przestrzeń jest niezdefiniowana – dookoła brak wyrazistej, lub chociażby spójnej, zabudowy (i oczywiście – żadnych związanych z władzą budynków). Sam plac jest czymś pomiędzy skwerem i skrzyżowaniem. Kolejny protest miał miejsce na prospekcie Sacharowa. I znów – dosyć peryferyjne położenie (poza Pierścieniem Sadowym, czyli umowną granicą centrum), brak związku z kulturą i historią Moskwy. Ot, po prostu, jedna z ulic wyjazdowych z centrum. Pozostałe protesty również odbywały się w dość przypadkowych lokalizacjach – na ulicy Jakimanka, na Czystych Prudach. Nazwy, które zapewne żadnemu czytelnikowi nic nie mówią.
Protesty w Kijowie zbierają proporcjonalnie o wiele większą ilość uczestników, niż te w Moskwie. Znając dobrze oba te miasta, nie dziwię się. Kijowianie czują, że są u siebie – wychodzą demonstrować na swoje place i ulice. Na te same place i ulice, po których zazwyczaj spacerują, przy których piją kawę, gdzie spotykają się z przyjaciółmi. Moskwianie, chociaż są u siebie, zmuszeni są podczas każdego protestu szukać dla siebie nowego miejsca, ustępować pola.
Z punktu widzenia miejskiej tkanki, Moskwa i Kijów są od siebie bardzo różne, mają jednak pewne wspólne elementy przestrzenne – wspomniane wcześniej prospekty i wielkie place, pozostałości po erze Stalina. Te same elementy (chociaż w nieco innej konfiguracji) posiada i Warszawa. Analizując przebieg protestów w Moskwie i Kijowie można się bardzo wiele nauczyć na temat roli przestrzeni w kształtowaniu postawy obywatelskiej. Można się także nauczyć, jak władza, używając decyzji przestrzennych, może te postawy obywatelskie wzmacniać, albo ograniczać. Oglądając z wypiekami na twarzy relacje telewizyjne z protestów warto zwracać uwagę nie tylko na szeroki kontekst polityczny, ale także na ten lokalny – miejski.
Kuba Snopek
Komentarze: 4
Dodaj komentarz »