Rok temu nie wiedziałem, kim są pankrośniści. Dzisiaj jestem jednym z nich.
Doktrynę pankrośnizmu (Krosno jest najwspanialsze na świecie!) ogłoszono w Nonsensopedii – polskiej internetowej encyklopedii humoru. Pogląd ten jest nieszkodliwy, choć jego nadużywanie może być męczące dla osób spoza Krosna. Nadużywania trudno – ba! – nie wolno unikać!
Od pankrośnisty nie usłyszysz, że Krosno jest szare, nijakie czy nudne. Dla ukochanego miasta pankrośnista gotów jest zdeptać reguły ortografii i napisać: „Krośnianie”. Propagandowym ramieniem pankrośnistów jest Facebook. Karmią go memami i zdjęciami.
Kawiarnia przy krośnieńskim Rynku. Po drugiej stronie stolika Bartek – student geofizyki na AGH, od stycznia 2012 roku redaktor Nonsensopedii. Opublikował w niej dotąd jedno hasło: „pankrośnizm”. Dookoła renesansowe kamienice z podcieniami. To dzięki nim Krosno już kilka wieków temu okrzyknięto Małym Krakowem.
– Nie, nie, nie, to raczej Kraków jest dużym Krosnem – poprawia mnie redaktor Bartek i opowiada, jak owym redaktorem został: – Siedziałem na wykładzie. Nagle prowadzący mówi: „Gdy chodziłem po rynku w Krośnie z dozymetrem, zauważyłem, że kostka granitowa ma trzy razy większe promieniowanie naturalne niż betonowa”. Mógł powiedzieć, że promieniowanie granitu jest trzy razy większe niż betonu, ale nie! On był z Krosna, więc musiał wspomnieć o Krośnie! Zdałem sobie sprawę z tego, że takich ludzi jak on, że nas jest więcej, bo ja też non stop opowiadałem o Krośnie. Wróciłem do akademika i wymyśliłem pankrośnizm. Choć w sumie ja go tylko zdefiniowałem. Istniał od dawna.
Objaw pierwszy. W markecie w Rzeszowie kupuję patelnię do naleśników. Kasjerka prosi o podanie miejsca zamieszkania. Bez namysłu odpowiadam, że Krosno, choć w nim nie mieszkam i nigdy nie mieszkałem (mam w nim narzeczoną i pracę, dojazd zajmuje mi około pół godziny).
Klubokawiarnia nieopodal krośnieńskiej fary (dla samego widoku wytwornego wnętrza tej świątyni MUSISZ odwiedzić Krosno!). O swoim pankrośnizmie opowiada krosnofil Adrian – założyciel i redaktor naczelny Krośnieńskiego Portalu Internetowego Krosno24.pl. – I pankrośnista, i krosnofil oznaczają umiłowanie Krosna – wyjaśnia. – Kiedyś oprowadzałem po mieście dziennikarza z Warszawy i wszystko, o czym opowiadałem, było „naj”: największe trawiaste lotnisko, najsłynniejsza huta, najlepsze krzesła, najpiękniejszy rynek. Powiedziałem też, że nigdy stąd nie wyjadę, bo nie ma lepszego miejsca do życia niż Krosno. Nazwał mnie krosnofilem.
– Skąd się w nas to bierze? Chyba stąd, że zawsze mieliśmy kompleksy, byliśmy tym gorszym, zacofanym, obśmianym Podkarpaciem. A taka postawa pomaga nam zbudować poczucie własnej wartości. Inna sprawa, że wszystko, co opowiadamy o Krośnie, jest prawdą, nie ma w tym fałszu, i ludzie to czują.
Objaw drugi. Wziąłem ślub. Żona przeprowadziła się do mnie i teraz razem dojeżdżamy do Krosna. Jeździmy samochodem, który w połowie należy do żony, a w połowie do teścia. Teść proponował, że zrezygnuje ze swojego nazwiska w dokumentach auta, ale to wiązałoby się ze zmianą liter na tablicach rejestracyjnych – z RK (powiat miejski Krosno) na RJS (powiat jasielski). Połowa samochodu nadal należy do teścia.
Magda, po trzydziestce: – Miałam w Krośnie przyzwoitą pracę, rodzinę i przyjaciół. Wyjechałam za mężem, który dostał pracę w Belfaście. Mieszkam tu siedem lat i lubię to miasto. Mam w nim wszystko, czego potrzebuję, poza jednym – Krosnem. Tęsknię za nim do tego stopnia, tylko się nie śmiej, że zimą siadam przed komputerem, wchodzę na stronę z kamerami i oglądam, jak na krośnieńskim rynku pada śnieg. Czasem włączam Google Street View i zabieram znajomych na wycieczkę po mieście. Pokazuję mój dom, moje schody, zabytki. A dumna jestem z każdej głupoty: że kanalizację mieliśmy już w XIV wieku, że dzwon Urban jest trzecim największym w Polsce. Koleżanki z Polski dziwią się, że ja tyle o swoim mieście wiem, a ja się dziwię, że żadna z nich nie mówi nic o Łodzi czy Olsztynie, i nie odpowiada na mój pankrośnizm panczymś.
Objaw trzeci. 14 lipca, poprzedniego dnia, w Rio de Janeiro Niemcy zdobyli mistrzostwo świata w piłce nożnej. Od rana, za pomocą banku zdjęć Google i zaawansowanego programu graficznego Paint, tworzę demotywator: czarne tło, na górze niemieccy piłkarze, na dole karafka i pięć kieliszków – do wódki, koniaku, likieru oraz białego i czerwonego wina. Stoją obok siebie niczym reprezentacja krośnieńskiej huty. Podpisuję: „Niemcy może i kopią najlepiej na świecie w piłkę, ale mistrzowskie szkło od dawna powstaje w Krośnie”.
Objaw czwarty. Wymyślam dowcipy.
(O wspaniałości Krosna)
Dlaczego pankrośnista nie lubi twittera?
Bo w stu czterdziestu znakach nie da się opisać, jak wspaniałe jest Krosno.
(O nienarzekaniu na Krosno)
Co powiedział pankrośnista, gdy część krośnieńskiego dworca autobusowego wystawiono na sprzedaż?
– Nareszcie! Przecież wyjeżdżanie z miasta już dawno straciło sens.
(O krzesłach z Krosna)
Dlaczego pankrośnista uwielbia siedzieć w biurze?
Bo siedzi na krześle z Krosna.
Początek listopada, bankiet po premierze w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Aktorzy i goście rozprawiają o sztuce i życiu. Alan, świeżo upieczony magister szkoły teatralnej, już ma wychylić kieliszek, gdy dostrzega na nim napis KROSNO. I się zaczyna: szkło z Krosna jest the best, powstaje od ponad 90 lat, każdy w Polsce ma je w domu… Oda do kieliszka trwa kilka minut.
Gdy ją kończy, wyciąga telefon i robi zdjęcie, które wrzuca na Facebooka. Podpis do zdjęcia: „Bankiet bankietem, ale gdziekolwiek bym był, czuję się jak w domu!”.
Dokładnie sto lajków.
Objaw piąty. 17 lutego mija 35 lat od pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest. Niemożliwego dokonała dwójka Polaków: Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki. O rocznicy słyszę w drodze z pracy. Od razu kojarzę, że w ich wyczynie Krosno miało niemały udział, bo specjalne buty dla himalaistów wykonała tutejsza Fabryka Obuwia Sportowego. Tekst zatytułowany „W butach z Krosna na Mount Everest” gotowy jest na rano.
Objaw szósty. W redakcji zdecydowaliśmy, że 1 kwietnia wpuścimy na stronę portalu kaczkę dziennikarską. Pomysł na żart od razu przychodzi mi do głowy. Zmyślam informację o zamiarze nadania jednej z ulic Krosna nazwy „Pankrośnistów”. Choć tworzę dowcip, piszę to, w co szczerze wierzę i co według mnie urząd miasta naprawdę powinien zrobić: pankrośnistom należy się ulica!
Objaw siódmy. Przeprowadzka do Krosna jest postanowiona i nieodwołalna.
Objaw ósmy – opowiadanie o Krośnie – na pewno niedługo się zacznie. Albo właśnie się zaczęło.
A tutaj 13 dowodów na to, że Pankrośnizm to nie choroba, a po prostu objaw zdrowego rozsądku.*
Dawid Iwaniec jest dziennikarzem portalu Krosno24.pl, absolwentem Polskiej Szkoły Reportażu, a także krośnieńskim korespondentem projektu Miasto Archipelag – Polska mniejszych miast, realizowanego przez Wydawnictwo Karakter wspólnie z Tygodnikiem POLITYKA, Trójką i Instytutem Reportażu. Więcej o projekcie także na Facebooku.
Komentarze: 5
Dodaj komentarz »