„Orliki” wróciły jako medialny temat. Najstarsze mają 10 lat, czas więc na remonty. Tych brakuje, więc jak donosi „Gazeta Wyborcza”, jedna trzecia spośród 2604 obiektów nie nadaje się do użytku. Jak czytać te informacje?
Ponure wieści o stanie „Orlików” „Gazeta Wyborcza” podała 17 lipca, powołując się na badanie Akademii Piłkarskiej EsKadra i platformy TaskForce. Niestety, „Gazeta” nie opisuje metodyki badania, więc nie przywiązuję zbytniej uwagi do szczegółowych ustaleń. Swoją drogą nieco wcześniej swój raport na temat stanu „Orlików” ogłosiła NIK, przedstawiając bardziej optymistyczne wnioski, ale znowu można mieć uwagi do metodyki. Temat warto jednak podjąć, a los „Orlików” obserwować, bo będzie symptomatyczny dla nadchodzącej nieuchronnie przyszłości.
Impet modernizacji
Budowa „Orlików” były sztandarowym programem ekipy Donalda Tuska. Od samego początku zarówno chwalonym za systemowość, jak i zdrowo krytykowanym – również za systemowość (i wynikającą z niej standaryzację). Program nadspodziewanie się udał, kosztem ok. miliarda złotych z budżetu państwa oraz pieniędzy samorządowych podstawowa infrastruktura sportowa w polskich gminach poprawiła się. Zgodnie ze statystykami wykorzystania obiektów w rekordowym 2015 r. odnotowano 35 mln osobowejść na „Orliki”. Sukces kosztuje, co jest wykorzystywane, zużywa się i wymaga stałej troski. Tej troski, jak wynika z badań w wielu miejscach, zabrakło, teraz brak chęci na niezbędne gruntowne remonty, których koszt może sięgać nawet ćwierć miliona złotych na sztukę.
Tymczasem zauroczenie nową infrastrukturą znacznie zmalało: w 2017 r. odnotowano już jedynie 17 mln osobowejść. Dlaczego? Część obiektów była zamknięta, zmniejszyło się zainteresowanie, które zazwyczaj rośnie, gdy dzieje się coś emocjonującego w sporcie w wymiarze kraju lub świata tłumaczą eksperci. W końcu czynnik najbardziej bezwzględny – zmiana demograficzna. W życie wchodzą kolejne roczniki potransformacyjnego niżu demograficznego, zwłaszcza mniejsze wiejskie gminy wyludniają się i starzeją.
Bezwzględna demografia
„Orliki” boleśnie uświadamiają, że nie tylko boiska dla dzieci i młodzieży, ale cała infrastruktura, jaką wybudowaliśmy w dużej mierze za unijne pieniądze, będzie cieszyła tak długo, jak długo nie będzie trzeba zacząć płacić, już własnymi pieniędzmi, za jej utrzymanie i remonty. Niestety, demografia jest dla Polski i polskich gmin nieubłagana, w perspektywie 2050 r. może nas być mniej nawet o 7 mln. Niektórzy liczyli, że dobrą zmianę przyniesie program 500+. Rzeczywiście, statystyki urodzeń nieco drgnęły – w 2017 r. urodziło się 402 tys. dzieci, w 2015 r. 369 tys. Problem w tym, że i tak więcej umiera, niż się rodzi. W pierwszym kwartale 2018 r. urodziło się 128 700 dzieci, w tym samym czasie zmarło 147 100 osób.
Cudu demograficznego więc nie będzie, dlaczego, wyjaśni każdy demograf. Będzie nas coraz mniej, na dodatek będziemy się starzeć, gminne zasoby będą się kurczyć. Burmistrzowie i wójtowie będą musieli rozstrzygać, jak je dzielić między potrzeby, związane choćby z polityką senioralną i utrzymaniem infrastruktury młodzieżowej, z której korzystać będzie coraz mniej chętnych. Czy uda się uniknąć walki o kurczące zasoby i zastąpić ją polityką solidarności międzypokoleniowej? Wiele samorządów taką politykę próbuje rozwijać, co wcale łatwe nie jest i nie będzie ze względu na prostą demokratyczną arytmetykę prowadzącą do paradoksu: im mniej młodych (ludzi w wieku produkcyjnym), tym bardziej są potrzebni, ale jednocześnie maleje znaczenie ich głosów w demokratycznej reprezentacji.
Raport o „Orlikach” to ważne memento. Przypomina, że czasy radosnego zarządzania rozwojem rozumianym jako ekstensywna rozbudowa infrastruktury na kredyt wobec przyszłości dobiegły końca. Nie chcemy jeszcze tego dostrzec, bo ciągle są unijne pieniądze do wydania i pilne potrzeby do zaspokojenia. Rachunek jednak nadejdzie szybciej, niż się spodziewamy.
Komentarze: 3
Dodaj komentarz »