Polacy są generalnie zadowoleni ze swoich władz lokalnych. Nie znaczy to, że samorządność lokalna jest zadowalająca. Najnowsze badanie Fundacji Batorego pokazuje, jak słabo radzą sobie władze lokalne z włączaniem obywateli w rozwiązywanie spraw gmin.
Badanie „Narzędzia partycypacji lokalnej w Polsce w latach 2014-2017” zrealizowane w ramach programu „Masz głos” sprawdzało, jak wygląda w praktyce wykorzystanie najprostszych narzędzi partycypacji społecznej: konsultacji społecznych, inicjatywy lokalnej, inicjatywy uchwałodawczej. Przeprowadzono je na reprezentatywnej próbie 221 gmin, a upór badaczy umożliwił pozyskanie danych z całej próby, więc wyniki dobrze odzwierciedlają stan spraw w Polsce.
Strach przed partycypacją
Z analizy dowiadujemy się, że 43 proc. gmin przewiduje możliwość wystąpienia mieszkańców z inicjatywą o konsultacje społeczne, już jednak tylko 23 proc. rad gmin podjęło uchwały o inicjatywie lokalnej i 19 proc. ma w statucie regulacje dotyczące obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. 44 proc. gmin nie gwarantuje mieszkańcom i mieszkankom żadnego ze wspomnianych narzędzi, wszystkie trzy instrumenty dostępne są jedynie w 4 proc. gmin.
Jeszcze słabiej wygląda korzystanie z możliwości, nawet gdy są dostępne. W okresie ujętym w badaniu tylko w 13 spośród 221 gmin mieszkańcy inicjowali konsultacje społeczne (w sumie wydarzyło się to 39 razy). Inny mankament to brak środków w rezerwie gminnego budżetu na realizację ewentualnych zadań z inicjatywy lokalnej (rezerwy takie miało zaledwie 9 proc. gmin).
Tyle obraz ogólny. Podsumowanie prezentuje wyniki także w rozbiciu geograficznym oraz ze względu na rodzaj gminy.Badanie nie uwzględnia oczywiście zmian legislacyjnych z początku 2018 r., które wprowadziły budżet obywatelski we wszystkich miastach na prawach powiatu czy wzmocniły instytucje inicjatywy uchwałodawczej obywateli. Warto jednak wczytać się w wyniki. Badacze zwracają uwagę na ciekawy fakt, że po miastach na prawach powiatu najwyższe wskaźniki wykorzystania narzędzi partycypacji mają gminy wiejsko-miejskie. Interpretują to następująco:
Aktywność mieszkańców i mieszkanek tych obszarów może być odpowiedzią na „przeciąganie liny” między miastem a wsiami, przede wszystkim w walce o wysokość budżetu na inwestycje, a także odnośnie do lokowania w sąsiedztwie inwestycji celu publicznego: pożądanych (jak szkoły czy świetlice) i niepożądanych (jak oczyszczalnie czy spalarnie odpadów).
Inaczej rzecz ujmując: jest „naturalny” konflikt interesów, jest też i chęć zaangażowania w politykę, by walczyć za pomocą dostępnych narzędzi o swoje.Zastanawia nie tylko niskie upowszechnienie inicjatywy lokalnej i jeszcze rzadsze korzystanie z niej, gdy jest taka możliwość. Autorzy raportu piszą:
Sytuacja jest o tyle ciekawa, że realizacja przez samorządy zadań z wykorzystaniem narzędzia, jakim jest inicjatywa lokalna, może przynosić wiele korzyści zarówno na polu efektywności wydatkowania publicznych środków, jak i społecznych efektów takich działań. Przede wszystkim wymogiem inicjatywy lokalnej jest wkład własny mieszkańców i mieszkanek, który może być wkładem ich pracy, udziałem rzeczowym lub finansowym. Wkład taki obniża ostateczne koszty realizacji danego przedsięwzięcia, od końcowej kwoty odliczamy bowiem udział mieszkańców i mieszkanek – gdyby wkładu tego nie było, samorząd musiałby wydać więcej środków na realizację danego zadania.
Nie bez znaczenia są również efekty społeczne wspólnych działań mieszkańców i mieszkanek w trakcie zgłaszania i realizacji zadań w ramach inicjatywy lokalnej. Wspólna praca, darowizny rzeczowe, użyczenie sprzętu, zbiórki pieniędzy – to wszystko sprawia, że zacieśniają się więzi społeczne i umacnia się poczucie przynależności do wspólnoty lokalnej. Takie działania sprzyjają budowie kapitału społecznego, integracji miejscowej społeczności, lepszemu dostosowaniu przedsięwzięć do jej potrzeb oraz budowy wzajemnego zaufania między władzami a mieszkańcami i mieszkankami.
No właśnie, obecna kadencja będzie kluczowa dla wypracowania nowych sposobów zaopatrywania potrzeb społecznych wobec nadciągających wyzwań: wysychania strumienia pieniędzy europejskich, starzenia się ludności i depopulacji. Trzeba będzie robić więcej z mniej, inicjatywa lokalna stwarza taką możliwość.
Demokracja i partycypacja
Co można powiedzieć o polskiej samorządności na podstawie powyższych badań? Wyniki na pewno nie są satysfakcjonujące, pokazują, że jakość samorządności w równym stopniu zależy od lokalnych władz i od mieszkańców gminy. Nie ma demokracji bez demokratów, a inne badanie Fundacji Batorego pokazuje, że lokalnej demokracji dopiero się uczymy. Jeszcze w 2014 r. 40 proc. Polaków uważało, że nieważny jest sposób wyłaniania władz lokalnych, byle dobrze zarządzały. W 2018 r. podobnie twierdziło już tylko 25 proc., a przeciwne zdanie, czyli nie wyobrażało sobie, by władze lokalne były wyłaniane inaczej niż w demokratycznych wyborach, wskazywało 66 proc.