Dziś w Białymstoku rozpoczyna się III Kongres Ruchów Miejskich. Czym są ruchy miejskie? Odpowiedź proponują autorzy „Anty-bezradnika przestrzennego – prawo do miasta w działaniu„.
Ruchy miejskie w całej swej złożoności pojawiły się właśnie jako reakcja na „boom inwestycyjny” ostatniej dekady – a o ich zróżnicowaniu świadczy ich odmienny stosunek do tego fenomenu. Polskie ruchy miejskie pojawiły się na tej fali inwestycyjnej, która naruszyła tkankę miejską i, co za tym idzie, naruszyła także relacje społeczne, które w tej tkance były zawarte. Dlatego pojawiły się organizacje nowego typu, które zrzeszały grupki ludzi zarówno wokół nowych spraw (debaty o przestrzeni miejskiej), jak i w nowy sposób (nie były to ani partie polityczne, ani tak z zwane NGO-sy).
Mówiąc wprost: wzrosło znaczenie i agresja inwestorów/deweloperów, często ofiarą ich inwestycji pada przestrzeń miejska, co rodzi sprzeciw społeczny. Tradycyjne organizacje życia społecznego nie były w stanie sobie z tym poradzić, pojawiły się nowe sposoby aktywności i praktyki oporu. Polecam lekturę Anty-bezradnika, bo zawiera bogatą listę przykładów udanych bojów o przestrzeń.
Ten społeczny opór to rzecz ciekawa i ważna, bo często na samym oporze nie kończy się, tylko przekształca w zaangażowanie w sprawy miast, dzielnic, osiedli. Polacy powoli odkrywają swoje miasta jako poleis, przestrzenie wspólnego życia różnych ludzi, gdzie o problemach trzeba rozstrzygać wspólnie, a nie liczyć wyłącznie na mniej lub sprawną administrację władz samorządowych. Model technokratyczny zarządzania miastami, polegający głównie na kopiowaniu rozwiązań od „mądrzejszych i bogatszych” kończy się – symboliczna cezura, to Euro 2012 – mamy już stadiony, mamy akwaparki, co z tego? Czy już jest jak na mitycznym Zachodzie (cokolwiek by to znaczyło)? Z bólem odkrywamy że choć już zaczyna wyglądać tak samo, nie jest tak samo.
Ruchy miejskie wkraczają więc z nowymi propozycjami będącymi odpowiedzią na pytanie: czyje jest miasto? I Kongres Ruchów Miejskich w Poznaniu ogłosił „9 Tez Miejskich”. Teza druga, o budżecie partycypacyjnym jest już realizowana w wielu miastach i z dziwactwa rodem z Brazylii stała się dziś powszechnie dyskutowanym i wdrażanym instrumentem – często jednak dosyć pokracznie, nie tyle jako narzędzie demokratyzacji, co raczej jako wentyl bezpieczeństwa, kiedy rzuca się aktywistom kilka milionów, żeby mieli zajęcie i nie marudzili. Nowa instytucja wchodzi jednak w życie i będzie sprawdzianem nie tyle woli władz samorządowych do współpracy ze swoimi obywatelami, co rzeczywistej siły ruchów miejskich i ich zdolności do zaangażowania mieszkańców do decydowania o swojej przestrzeni.
Najbardziej obawiam się wariantu naszkicowanego dziś w „Gazecie Wyborczej” przez Arkadiusza Pacholskiego w przedkongresowym tekście „Wołanie o nowoczesność”. Nie jest to dokument kongresowy, tylko apel jednego z aktywistów i mam nadzieję, że nie wyraża on bardziej ogólnej frustracji środowiska ruchów miejskich. W każdym razie autor marzy o modernizacji polskich miast, żeby były takie „jak Amsterdam” – bardziej przyjazne dla rowerów, a jak najmniej dla samochodów, żeby zapanował ład przestrzenny, etc.
Jeśli zatem mieszkańcy Kaliszów, Radomiów, Sieradzów czy Grudziądzow mają doczekać prawdziwej modernizacji, samorządowców należy do niej przymusić.
Jak? Tu zaczyna się problem:
Nie sądzę, by były do tego zdolne same ruchy miejskie, choć w ostatnich latach bardzo urosły w siłę i z roku na rok naciskają na władze coraz mocniej. Aktywiści walczący o reformę polskich miast wiedzą, jak trudno urabiać rządzących i zapyziałą opinię publiczną…
Jaka więc odpowiedź: niech samorządy przymusi państwo:
Dobrze by zatem było, gdyby zaczynający się dziś w Białymstoku III Kongres Ruchów Miejskich wywarł nacisk na najwyższe władze, stawiając jak najdalej idące żądania.
Przyznam, że już dawno nie czytałem tak kuriozalnego tekstu, zwłaszcza jeśli się go zestawi z „Anty-bezradnikiem”, którego autorzy piszą wprost:
Wszystko wskazuje na fakt, iż dwustuletni okres, w którym to państwo narodowe stanowiło podstawową jednostkę przynależności politycznej, nieuchronnie dobiega końca.
Mam nadzieję, że uczestnicy Kongresu twórczo odniosą się do propozycji Pacholskiego. Jeśli podążą jego tropem, to wydadzą na siebie wyrok – naszkicowana w tekście „Wołanie o nowoczesność” wizja modernizacji brzmi jak prowokacja, bo podminowuje wszystko, co jest istotą ruchów miejskich i miejskiej samorządności, największego wroga miast upatrując w ich mieszkańcach („zapyziała opinia publiczna” która wybiera zacofaną władzę). Jedyną drogą modernizacji polskich miast jest ich demokratyzacja, czyli zwiększenie samorządności, a nie powrót do państwowej kontroli. „Każde miasto jest inne” piszą autorzy „Anty-bezradnika”, to oczywiste – i dlatego to nie państwo powinno ustalać jednolity standard dla wszystkich miast. Choć oczywiście to państwo musi być ostatecznym gwarantem konstytucyjnego ładu.
Ciekaw więc jestem III Kongresu, czy ujawni siłę ruchów miejskich, czy raczej zmęczenie i nerwowość, wynikającą z przekonania, że „my wiemy, jak miasto powinno wyglądać”, tylko nie nadąża za nami „zapyziała reszta”. Kongresowiczom życzę, by pokazali swoją siłę i domagali się od państwa, by kolejnymi wzmacniało samorządność, a nie ją ograniczało. W najbliższej „Polityce”, w przyszłym tygodniu publikujemy duży, 24-stronicowy raport o Warszawie. Wiemy, kto niezależnie od wyniku referendum będzie nią rządził – warszawiacy.