Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Miejskie historie - Twoje miasto – twój wybór Miejskie historie - Twoje miasto – twój wybór Miejskie historie - Twoje miasto – twój wybór

11.08.2015
wtorek

W pułapce małej księgarni

11 sierpnia 2015, wtorek,
IMG_4935

zdjęcie: Damian Krzanowski

Zbigniew Oprządek z Krosna ma dylemat: waha się, czy naprawiać rozlatujące się drzwi do swojej księgarni, czy zamknąć je po raz ostatni.

Pierwsze wspomnienie związane z książkami…
Zbigniew Oprządek: – Były, odkąd pamiętam. O tym, jak dużo ich czytałem i jak bardzo lubiłem je mieć przy sobie, niech świadczy to, że od tego lubienia w pewnym momencie ugiął się strop w rodzinnym domu, przez co i ja, i one musieliśmy poszukać sobie nowego lokum. Żeby zdobyć kolejne, część już w podstawówce zanosiłem do antykwariatu i sprzedawałem.

Jak pan został księgarzem?
Zawodowo sprzedażą książek zająłem się przez przypadek, w latach 80., po szkole średniej: często chodziłem do antykwariatu Domu Książki i pewnego dnia okazało się, że mają wolne stanowisko. Przez 2,5 roku nauczyłem się trochę handlu. Potem miałem kilka lat przerwy, sporo podróżowałem. Gdy wróciłem, okazało się, że antykwariatu już nie ma. Postanowiłem otworzyć własny: znalazłem lokal na tyłach domu przy ul. Piłsudskiego, pierwszego dnia przyniosłem dwie walizki książek, rozłożyłem je na stoliku, sprzedałem, następnego dnia przyniosłem kolejne, i znowu. Z czasem zacząłem handlować również nowymi książkami, zatrudniłem pomocnika. To był 1991 rok. Ten czas wspominam najlepiej. Prawda, że paradoks? Najlepiej i najprzyjemniej było wtedy, kiedy było najtrudniej.

K24_5704

zdjęcie: Damian Krzanowski

To był czas rozwoju, prawda?
Tak. Trzy lata później przeniosłem się do nowego lokalu, przy rynku. Wynająłem go od urzędu miasta. Centrum Krosna, stolicy województwa, jego mieszkańcy mają coś do powiedzenia, są ambitni, a ludzie spoza miasta odwiedzają je, żeby coś załatwić, więc ruch jest duży, myślałem. Nie myślałem natomiast o tym, że czynsz jest dziesięć razy wyższy. Zacząłem o tym myśleć, gdy zaczęła się stagnacja, a ta przyszła wkrótce po przenosinach. Ale stagnacja i tak była dobrym okresem. Klientów nie brakowało: jedni sprzedawali książki (tak jak ja wymieniali księgozbiór lub z różnych powodów się go pozbywali), inni kupowali – niektórzy używane, a niektórzy nowe. Jeszcze inni niemal wymusili na mnie handel podręcznikami szkolnymi, zwłaszcza z drugiej ręki. W przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego ustawiały się po nie długie kolejki. Musiałem nawet zatrudniać na sezon pomocników. Dzięki podręcznikom mogłem podreperować finanse księgarni i nie martwić się tym, że w jakimś okresie roku obroty spadną.

Ale zaczęły stopniowo spadać. Z jakiego powodu?
Częściowo na pewno z powodu wielkich sieci, które pojawiły się nie tylko w wielkich miastach, oraz księgarni internetowych. Ale w dużej mierze z powodu emigracji: z Podkarpacia wyjechała za pracą ogromna liczba osób, zwłaszcza młodych – moich dawnych klientów. Czasami mnie odwiedzają, gdy przyjeżdżają na wakacje z Londynu czy Oslo. Z kolei ci, którzy nie wyjechali, kupują rzadziej, ponieważ wbrew temu, co mówiono, niewielkie pięć procent podatku VAT na książki wprowadzone kilka lat temu w wielkim stopniu przyczyniło się do obniżenia czytelnictwa. Najgorsze jest jednak to, że zostały ograniczone możliwości handlu używanymi podręcznikami, bo z roku na rok wprowadzane są nowe podręczniki i uczniowie muszą kupować nowe.

IMG_4995

zdjęcie: Damian Krzanowski

Walczy pan?
Na tyle, ile mogę. Od pięciu lat jestem na Facebooku – opisuję ciekawe pozycje i prezentuję nowości. Kiedyś próbowałem „myszkowania”: wrzucałem opis i zdjęcie książki, klienci przychodzili, przeszukiwali półki, ten, kto znalazł książkę pierwszy, mógł ją zabrać. Pomagały mi w tym córki, ale odkąd nie mogą, już tej akcji nie prowadzę. Od dwóch lat sprzedaję też książki w internecie, ale kupują w niej tylko ci, którzy znają moją księgarnię. Inni wolą znaną sieć. Od początku natomiast, oprócz tego, co w każdej księgarni być musi – „Harry’ego Pottera” czy „Dziennika Bridget Jones” – sprzedaję rzeczy, których nie sprzedają w sieciówkach: książki, których nakłady dawno się wyczerpały, publikacje o regionie, stare pocztówki, grafiki, płyty winylowe czy zdjęcia.

To jednak wciąż za mało, aby konkurować z gigantami. Oczywiście, że chciałbym – ba! marzy mi się wspaniała księgarnia z kawiarnią i spotkaniami autorskimi, ale moje zapchane książkami po sufit 56 metrów kwadratowych nie wystarczy na kawiarnię, nie wspomnę o wymogach, które musiałbym spełnić, aby ją otworzyć. A i autorzy oczekują dzisiaj wygody i zapłaty z góry. Wolałbym więc chyba zrobić tu wreszcie remont: wymienić drzwi, które rozlatują się ze starości, i ściągnąć boazerię, która jest tu od początku. Nie wspomnę już o wymianie regałów, tych, które kupiłem w momencie przenosin księgarni.

Czy może pan liczyć na jakieś wsparcie ze strony urzędu miasta?
Urząd nie przeszkadza, a to już dużo. I muszę przyznać, że po dwudziestu latach obniżono mi wreszcie czynsz. Zamiast niższej stawki wybrałem jednak dodatkowych 20 metrów powierzchni.

IMG_4999

zdjęcie: Damian Krzanowski

Czyli robi pan plany na przyszłość…
Znalazłem się w pułapce mojej księgarni. Z jednej strony stworzyłem miejsce, o którym klienci mówią, że czują w nim coś, czego nie ma w sieciówkach, i że nie wyobrażają sobie Krosna bez mojej księgarni, a z drugiej – jej prowadzenie jest coraz trudniejsze: obroty spadają, a ja sam mam coraz więcej pracy. Teraz będę miał jej jeszcze więcej, ponieważ mój wieloletni pracownik poszedł na rentę, a ja nie zatrudniłem nikogo na jego miejsce. Z jednej strony na wspomnianych 20 dodatkowych metrach bardzo chciałbym utworzyć galeryjkę z pracami zaprzyjaźnionych artystów, a z drugiej – waham się, czy jest sens naprawiać te rozlatujące się drzwi, czy lepiej zamknąć je po raz ostatni.

Zbigniew Oprządek postanowił jednak wymienić drzwi do swojej księgarni. Od razu wymieni też okno.

Dawid Iwaniec jest dziennikarzem portalu Krosno24.pl, absolwentem Polskiej Szkoły Reportażu, a także krośnieńskim korespondentem projektu Miasto Archipelag – Polska mniejszych miast, realizowanego przez Wydawnictwo Karakter wspólnie z Tygodnikiem POLITYKA, Trójką i Instytutem Reportażu. Więcej o projekcie także na Facebooku.

Damian Krzanowski jest fotoreporterem portalu Krosno24.pl, autorem bloga Krosno Street Photography.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 7

Dodaj komentarz »
  1. Naprawiać, ratować. Bo jednak warto. I trzeba.

  2. Podziwiam pasję i zaangażowanie takich osób. Ostatnio jeden z księgarzy-pasjonatów powiedział mi, że prędzej zamknie swoje ukochane miejsce niż odda sieciówkom, które polują na lokal w centrum miasta. Niestety, jedyny utarg umożliwiający utrzymanie się jest w sierpniu, kiedy przychodzi czas podręczników. Reszta roku to pustki.

    Ręce opadają – tyle czasu włożonego w kolejne nowości i ulepszenia, wieczory spędzone na zastanawianiu się nad tym, jak się utrzymać i co jeszcze można zmienić („myszkowanie” to kosmiczny pomysł) kontra zniżki, łatwy dostęp w galerii, trudne warunki dla wydawnictw i pracowników. Naprawdę, nic tylko usiąść i zapłakać.

  3. Oczywiście ratować, takie miejsca mają swoją magię i takich ludzi trzeba jak najbardziej podziwiać. Sam nie jestem najmłodszej daty ale ludzie chcą wygody, portale typu skupszop.pl z książką używaną to jest to czego oczekuje klient, jeżeli ktoś lubi papier. Dla innych zostanie czytanie na telefonie co też czasami preferuje bo jest po prostu wygodne.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Piękne tyle, że to płacz nad zeszłorocznym śniegiem. Ani słowa innego myślenia w czasach, kiedy umiejętność czytania z wolna odchodzi w zapomnienie. Były czasy przed Gutenbergiem, będą czasy po Gutenbergu. A mnie już szkoda wydawać 40 zł na książkę, którą czytam przez 3 dni a potem już mi tylko zawadza. Ale nigdzie nie znajduję miejsca, gdzie można obejrzeć a potem nagrać sobie (bez internetu) albo kupić na pamięci USB, kiedy to patyczek 2 GB kosztuje chyba 1 zł. A tak człowiek czekał na czytniki. Tymczasem chciwość i strach przed rzekomą kradzieżą pomału niszczą przyszłość w imię prymitywu 19 wieku. No i prawa autorskie w amerykańskim wydaniu. I chyba tu jest najgłębiej pies pochowany. Czy nie tam Pan Oprządek powinien kierować pretensje?

  6. Znam to z autopsji. Sama prowadzę księgarnię w Krapkowicach – małym mieście na Opolszczyźnie. Nie potrafię się pogodzić z zamierającym zainteresowaniem książkami. Ratujemy rodzinną firmę wprowadzając coraz więcej pokrewnego asortymentu, artykułów papierniczych, piśmiennych, gier planszowych, ale serce boli, kiedy na regałach zamiast książek rozpychają się puzzle i bloki rysunkowe…

  7. Hmm, ciekawe jest to, że w tej samej kamienicy co pan Oprządek ma księgarnię jest „wyszynk” z wódką, piwem, winem itp. Lokal ów zajmuje ponad 3 x większą powierzchnię niż księgarnia, ale czynsz płaci 3 (trzy razy) mniejszy niż księgarnia. Obydwa lokale znajdują się mniej niż 100 m od kościoła żeby było ciekawiej. Czy to nie interesujące?

  8. wai
    11 sierpnia o godz. 21:31 3427

    Patrząc na to z drugiej strony lady, rozumiem skąd ten ból.
    Tego bardzo szkoda, ale ewolucja tak działa, że dawne światy albo się przepoczwarzą i dostosują, albo wymrą.
    Chciałoby się, żeby nie wymarły, ale chceniu sprzeciwia się zasada ewolucji. Jeszcze tak nie było, żeby ewolucja przegrała z czyimś, nawet bardzo pięknym chceniem.
    Mam też kilka innych chceń: żeby były ładne domy i każdy pachniał prawdziwym chlebem na zakwasie. Żeby wszystkie dziewczynki nosiły we włosach kokardy i żeby żaden ptaszek nie wypadł z gniazda.

    Jednak ewolucja działa. Może więc ocalić coś z dawnej księgarni łącząc sily z czymś też dobrym: w lokalu książki, kawiarenka, wystawa darmowa, wystawa dotowana przez samorząd, klub miłośników dobrej książki i klub modelarzy kolejowych, jedna salka dla kursów salsy i nieduże, a magnetyczne spotkania wieczorne dla szukających czegoś wyżej niż łubudubu, spotkania podróżników dużych i małych, imieniny i urodziny ludzi z sąsiedztwa, centrum wymiany doświadczeń dla miejscowych ogrodników, centrum informacji społecznej dla seniora. I to i jeszcze coś.
    Dwie rzeczy darmo, trzy za dotacje z gminy, cztery dla zarobku, a pięć z podobnymi pasjonatami z miasta, którzy w pojedynkę mają ten sam problem: ich osobiste piękne chcenia już nie dają rady się sprzeczać z ewolucją.
    Więc razem.

css.php