Czy peryferyjne położenie miasta oznaczać musi prowincjonalność? Filip Springer i jego przyjaciele, współautorzy „Zaułków i pasaży” przedstawiający w ramach projektu „Miasto Archipelag” byłe miasta wojewódzkie, pokazują, że związek taki nie jest konieczny.
Potwierdzam – wystarczyło wczoraj zajechać do Słupska goszczącego Regionalny Kongres Kultury, by przekonać się, że również z dala od metropolii można rozmawiać o najciekawszych ideach.
Do dyskusji rozgrzał John Holden, brytyjski badacz kultury związany z londyńskim City University, autor ciekawej teorii wartości kultury oraz koncepcji kultury jako ekosystemu. Koncepcja ta uwzględnia dynamiczne przemiany w kulturze ostatnich lat, w wyniku której coraz mocniej w kulturalnej przestrzeni rozpychają się twórcy zwani do niedawna amatorami, zajmujący się kulturą „home made”. Pojęcie amatora traci na wyrazistości, gdy ów amator za sprawą internetu zyskuje dostęp do odbiorców poza kręgiem swoich przyjaciół, a komputer z odpowiednim oprogramowaniem zapewnia mu profesjonalny warsztat.
W efekcie przestrzeń jeszcze dwie dekady temu dość klarownie podzielona, dziś komplikuje się i coraz bardziej przypomina złożony ekosystem oddziałujących na siebie różnorodnych elementów: twórców zorganizowanych i niezorganizowanych, producentów, instytucji kultury, odbiorców mających dostęp do coraz większej liczby kanałów dostępu do oferty i możliwości oddziaływania na tę ofertę. Ekosystem ten szybko się zmienia, ewoluuje i wymaga od swoich uczestników nieustannych działań adaptacyjnych, innowacji twórczych i organizacyjnych. Kto się nie adaptuje, ten ginie.
Gdy kultura staje się dżunglą, problem zaczynają mieć tradycyjne instytucje przyzwyczajone do dawnej błogiej stabilizacji i faktycznego monopolu, głównie na dostęp do publicznych środków. Dziś muszą coraz silniej zabiegać o odbiorców, bo ci mają mają w czym wybierać, a i gusta są coraz bardziej zróżnicowane.
Kto zajmuje się kulturą, zmiany te rozumie doskonale – Holden ładnie je systematyzuje i fascynująco o nich opowiada. Ale uczestnicy Kongresu przyjechali do Słupska nie tylko po to, żeby słuchać – celem głównym pierwszego dnia była dyskusja o tym, jak zmieniać politykę kulturalną w takim mieście jak Słupsk czy Ostrów Wielkopolski, by skromne środki budżetowe zapewniały rozwój owego ekosystemu, a nie tylko służyły utrzymywaniu skazanych na wymarcie dinozaurów – broniących się przed zmianą instytucji.
Anna Świętochowska, dyrektorka Wydziału Kultury w słupskim ratuszu, zwróciła uwagę, że problemem polskich miast jest swoisty niedorozwój ekosystemu kultury – brak silnego sektora komercyjnego i niemal całkowite uzależnienie kultury od środków publicznych. Z kolei Robert Biedroń, prezydent Słupska, zwracał uwagę, że ma niewielki wpływ na instytucje kultury – te bowiem działają autonomicznie i jednocześnie bardzo umiejętnie dbają o swoje interesy, w efekcie pole manewru i pula środków na innowacje jest bardzo ograniczona.
Jacek Nowiński, dyrektor Biblioteki Elbląskiej, z którą POLITYKA od ponad dekady organizuje Ogrody, przekonywał, że przy odrobinie pomysłowości można pozyskać środki z innych źródeł niż samorządowe – Ogrody, całkiem spory festiwal, organizowane są przy praktycznie zerowym wsparciu miasta, głównie wysiłkiem prywatnych partnerów, jak Lotos czy Grupa Żywiec. Narobić się trzeba, ale można w ten sposób znacznie wzmocnić budżet, zyskując wolność realizowania ambitnych projektów.
W sumie okazało się, że mimo licznych ograniczeń wynikających z ograniczeń finansowych lub formalnych, zarówno instytucje, jak i samorządowi politycy widzą konieczność innowacji, a nawet coraz częściej podejmują eksperymenty organizacyjne polegające nie tylko na cięciu kosztów i likwidacji instytucji. Kultura przestaje być postrzegana jedynie jako obszar zaopatrzenia ludycznego i element wizerunku miasta, lecz zaczyna być rozumiana jako sfera życia mająca coraz większy wpływ na rozwój miasta i jego mieszkańców.
Zmiana perspektywy prowadzi jednak do odkrycia, że kolejną barierą są kompetencje, czy raczej ich brak – lokalni politycy, urzędnicy, szefowie instytucji potrzebują świeżej wiedzy. Słupsk ma to szczęście, że pozyskał Annę Świętochowską, artystkę i jednocześnie badaczkę, autorkę świetnego doktoratu o wartości kultury w polskich miastach. Takich osób nie ma jeszcze w Polsce zbyt wiele. Jak więc poradzić sobie z tym deficytem? Miasta powinny ze sobą współpracować, wymieniając się wiedzą, pomysłami, rozwiązaniami. Doskonałą platformą może być ruch progresywnych burmistrzów i prezydentów, skupiający w tej chwili kilkanaście miast. Robert Biedroń i obecna na Kongresie Beata Klimek, prezydentka Ostrowa Wielkopolskiego, są tego ruchu uczestnikami.
Niezwykle inspirujący pierwszy dzień Kongresu ciągnął się późno w noc. John Holden był zdumiony zarówno zainteresowaniem, jakie wywołała tematyka spotkania – aula Słupskiego Inkubatora Technologicznego była dobrze wypełniona – jak i temperaturą rozmowy. Mimo że przyjechał z Londynu, nie miał wrażenia, że trafił na prowincję. A co działo się drugiego dnia – opowiemy niebawem. Organizatorem Kongresu było Narodowe Centrum Kultury.