Dużo jest książek o mieście. Wiele z nich proponuje recepty, jak uczynić miasto szczęśliwym, inteligentnym, kreatywnym, ambitnym czy też na ludzką skalę. Richard Sennett w najnowszej swej pracy żadnej rewolucji nie zapowiada, żadnej recepty nie forsuje. I właśnie dlatego warto po jego książkę sięgnąć.
Polscy czytelnicy mieli okazję poznać twórczość Richarda Sennetta choćby z tak fundamentalnej pracy jak „Ciało i kamień. Człowiek i miasto w cywilizacji Zachodu”. Miejmy nadzieję, że po polsku ukaże się także „Building and Dwelling: Ethics for the City”.
Książka domyka tryptyk poświęcony Homo faber, człowiekowi wytwarzającemu, wcześniejsze tytuły to „Etyka dobrej roboty” i „Razem. Rytuały, zalety i zasady współpracy”. W końcu nadszedł czas, by domknąć o rozważania o dobrym życiu we współczesnym świecie, umieszczając je w konkretnym miejscu – mieście.Główna oś wywodu Sennetta opiera się na napięciu definiującym myślenie o mieście i miejskie praktyki – to napięcie między ville i cite, czyli między tkanką urbanistyczną i społeczną. Amerykański socjolog z niezwykłą wprawą i erudycją przedstawia główne sposoby rozumienia miasta związane z takimi nazwiskami jak twórca nowoczesnego Paryża baron Georges Haussmann, Ildefons Cerdà projektujący Barcelonę, Frederick Olmsted z nowojorskim Central Parkiem, Le Corbusier, Max Weber, Georg Simmel, Jane Jacobs, Lewis Mumford – by wspomnieć tylko niektóre.
Mimo obfitości odniesień do konkretnych postaci i projektów książka nie jest encyklopedią – przykłady służą Sennettowi do kreślenia własnej, autorskiej opowieści o mieście człowieka, który badaniu miast poświęcił całe życie, a do tego od 1987 roku dzieli to życie ze znakomitą badaczką tematu, Saskią Sassen. Opowieści pokazującej, że podejście zamknięte, polegające na narzucaniu rozwiązań z góry (np. systemów smart city polegających na instrumentalnym wykorzystaniu technologii do zwiększenia efektywności miejskiego organizmu w wymiarze technicznym, ale z pominięciem mieszkańców), muszą się albo skończyć katastrofą, albo wymknąć spod kontroli. W Paryżu wymyślonym przez Haussmanna rok 1968 nie mógłby się wydarzyć, ale okazało się, że to właśnie taki Paryż sprzyjał wytworzeniu nowego typu miejskości, o jakim nikt wcześniej nie myślał. I podobnie stało się z Barceloną Cerdy, choć akurat z innych zupełnie powodów.
Sennett po mistrzowsku łączy nicią swojej narracji pozornie niepołączone ze sobą przykłady, jak renesansowe weneckie getto żydowskie i nowojorski Googleplex, czyli nowojorska siedziba Google. Na tych przykładach analizuje strategie separacji od miasta i ich konsekwencje, pokazując, czym różni się granica od porowatej bariery oddzielającej, ale też umożliwiającej przepływy między różnymi zamieszkującymi miasto grupami i społecznościami. W zależności od równowagi między zamykaniem i przepuszczaniem zależy to, czy miasto w całej swej różnorodności jest przestrzenią zgodnej współegzystencji czy też otwartego konfliktu.
W książce Sennetta najważniejsze są subtelności, pokazujące, że miasta nie da się zaplanować, co jednak nie oznacza, że należy przyjąć bezkrytycznie utopię oddolnego kształtowania miejskiej rzeczywistości. Miasto, kończy swą opowieść Sennett, wymaga podejścia etycznego, czyli akceptacji tego, że życie wśród wielu nie może polegać na narzucaniu innym swojej wizji świata. Miasto wymaga po prostu ciągłego praktykowania form bycia razem ludzi różnych i równych, co oznacza konieczność nieustannych poszukiwań, podczas których należy pamiętać o wcześniejszych próbach podejmowanych przez innych.