Cykl „Portrety polskich miast” nie zakończył się, choć zamknęliśmy pierwszy jego etap – prezentację polskich metropolii zwieńczoną publikacją „Niezbędnika Inteligenta – Miasta i ludzie” oraz pierwszym architektonicznym i urbanistycznym rankingiem miast polskich autorstwa Piotra Sarzyńskiego. W dzisiejszej POLITYCE prezentujemy z kolei ranking 66 miast o statusie powiatu (szersze omówienie również w „Niezbędniku”). To porównanie jest także zapowiedzią, że dalej będziemy badać polskie miasta. Poniżej zapowiedź projektu Filipa Springera, fotografa, pisarza i reportera:
Konin. Dworzec autobusowy w starej części miasta. Mieszkańcy okolicznych miasteczek i wsi rozjeżdżają się stąd po pracy i szkole do domów. Na prowizorycznej budzie przybito dumny napis „Węzeł przesiadkowy”, obok postawiono biały kontener robiący za toaletę. I to właściwie wszystko. Jest koniec października, wiatr gna przez pusty i dziurawy jak sito plac manewrowy siekąc siną mżawką. Tylko rozrzucone po okolicy zbite grupki ludzi wskazują gdzie zatrzymają się autobusy. Jest smutno, szaro, brudno i byle jak.
„Węzły przesiadkowe” takie jak ten od lat urągają godności powiatowych podróżnych. Z perspektywy dużych miast łatwo jednak zapomnieć o ich istnieniu. Kto narzeka na stan warszawskiego czy wrocławskiego dworca autobusowego niech wybierze się właśnie do Konina albo Jeleniej Góry i zobaczy jak wygląda to tam. To właśnie te miejsca stanowią klamrę każdego dnia dla setek tysięcy ludzi. Co wrażliwszych mogą doprowadzić do rozpaczy.
– Konin? A w ogóle to co można robić w Koninie, od kiedy A2 jest do Konotopy? – pyta mnie znajomy gdy na Facebooka wrzucam zdjęcie z tego miasta. Przyjechałem tu fotografować i zastanawiam się nad tym pytaniem od kilku dni. W Koninie żyje 78 tysięcy ludzi i co rano muszą znajdować na nie odpowiedź. Nie wszystkim to się udaje bo miasto, jak wiele byłych wojewódzkich stolic, wyludnia się.
A więc pytanie: „Co w ogóle można robić w Koninie?” Albo Siedlcach, Ostrołęce, Chełmie, Bielsku Podlaskim? I jakaś odpowiedź. Ona nieczęsto jest w dużych miastach słyszana i rozumiana, rzadko nadaje się jej odpowiednią wagę. A przecież znaczy ona tyle samo ile odpowiedź na to samo pytanie zadane mieszkańcowi Warszawy, Krakowa czy Łodzi. Każdy chce gdzieś żyć i nie zawsze musi to być metropolia. W byłych miastach wojewódzkich żyje dziś 2,8 miliona Polaków. To o 200 tysięcy więcej niż w aglomeracji warszawskiej. Tylko dwa z nich znalazły się w pierwszej dziesiątce „Rankingu jakości miejskiego życia” opublikowanym w ubiegłym tygodniu przez POLITYKĘ („Niezbędnik Inteligenta – Miasta i ludzie”). Pozostałe okupują raczej dalsze miejsca, a stawkę zamyka umęczony Wałbrzych. To jedno z najpiękniejszych polskich miast, pełne zabytków, w malowniczej okolicy i arcyciekawym regionie. Upadek górnictwa i przemysłu sprawił jednak, że zamiast jednak błyszczeć ciągle pozostaje symbolem bolesnych przemian czasu transformacji.
Po cyklu portretów szesnastu dużych miast wojewódzkich najwyższy więc czas przyjrzeć się tym mniejszym, które stolicami województw były przez ćwierć wieku, a od 1999 roku już nimi nie są. Od tamtego czasu jak bumerang w debacie publicznej wraca kuriozalny pomysł powrotu do podziału Polski na 49 regionów. Jakby to sam status stolicy województwa, a nie przemyślane zarządzanie miastami, załatwiał jakiekolwiek problemy.
Już wkrótce Wydawnictwo Karakter, Tygodnik Polityka i radiowa Trójka zaproszą Państwa do współtworzenia reporterskiego projektu dokumentalnego poświęconego właśnie 33 byłym miastom wojewódzkim. Chcemy poznać ich historie, spróbujemy dowiedzieć się jakie są ich problemy, co świadczy o ich rozkwicie bądź upadku, gdzie ich mieszkańcy szukają argumentów by w nich zostać, bądź stamtąd jak najprędzej uciec. Razem z Państwem i zaproszonymi ekspertami chcemy też poszukać odpowiedzi na pytanie jaka może być rola tych miast w rozwoju całego kraju. Jeśli chcą się Państwo podzielić refleksjami na te tematy już dziś zapraszamy do kontaktu pod adresem: projekt33@filipspringer.com.
Filip Springer
Komentarze: 3
Dodaj komentarz »