Lublin nie zawiódł, Noc Kultury jak zwykle wypełniona programem wyłaniającym się niemal z każdego zakątka miasta (miasta w tym przypadku rozumianego jako śródmieście, z dominantą na Starym Mieście).
To już 9. taka noc. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie – od repertuaru ambitniejszego, jak zamknięte koncerty w Archikatedrze czy spektakl Akademii Praktyk Teatralnych Ośrodka Gardzienice w wirydarzu klasztoru Dominikanów, po wydarzenia otwarte – w przestrzeni miasta. Tłumy ludzi od Zamku po plac Litewski, do późnej nocy trudno się było przecisnąć – sprzyjał nie tylko program, ale i fantastyczna pogoda.
O 18 do Mostu Kultury na Bystrzycy dopłynął Szymon Pietrasiewicz – wyrusza ufundowaną przez miasto łódką do Wrocławia, by 20 czerwca dołączyć do wydarzenia Mosty, inaugurującego program Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
Popłynie wraz z artystami, z którymi na liczącej 1000 km trasie w trakcie postojów animować będzie działania kulturalne. Warto się wsłuchiwać w odgłosy tej podróży, Szymon Pietrasiewicz ma w Lublinie wyrobioną opinię artysty i animatora, który nie stroni od prowokacji. Tak że nie dajmy zwieść się spokojnemu początkowi.
Niezwykle brzmiał krótki spektakl Supermarket i Narodowe Voodoo Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, wystawiony na podstawie prozy Andrzeja Stasiuka. Doskonały komentarz do aktualnie wylewających się w przestrzeni politycznej frustracji Polaków, których emocje rozpięte są od uczucia upokorzenia wiecznych emigrantów i niezaspokojonej dumy wiecznego przedmurza Europy (chrześcijaństwa etc.).
Stasiuk o tym pisze od zawsze, teraz jego teksty zinterpretowane przez adeptów Gardzienic i odegrane w klasztorze dodały nowej energii myśleniu o kondycji Polaka w połowie drugiej dekady XXI wieku. Swoją drogą Dominikanie trzymają formę, skoro bez obawy wpuścili spektakl posługujący się bardzo mocną ekspresją, posługującą się zarówno wulgaryzmami, jak i symboliką religijną. Cóż, najwyraźniej na tyle są przekonani do siły swej wiary, że nie muszą obawiać się zagrożenia ze strony sztuki.
Potem już można było snuć się po mieście – browar „Perła” zamienił się w wielką scenę muzyczną, kulminacją był koncert Pablopavo i jego Ludzików. To największa, lecz tylko jedna z wielu muzycznych scen tej nocy w Lublinie – artyści grali nawet na ścianach budynków.
Lubelskie śródmieście doskonale nadaje się do kulturalnej inwazji, jego morfologia z mnóstwem zaułków, uliczek, nieoczywistych pasaży i podwórek znakomicie poddaje się twórczym interwencjom. Wystarczy powiesić ślubne suknie z żarówkami w środku, by zamienić uliczkę w przestrzeń wyobraźni.
Przestrzeń miasta i znajdujące się w niej obiekty wykorzystywano do granic możliwości, dostało się nawet marszałkowi Piłsudskiemu i jego kasztance na placu Litewskim. Co mam na myśli, pokazuje zdjęcie poniżej.
Lublin był dla wielu ekspertów faworytem starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, wygrał jednak Wrocław. Po krótkiej chwili żalu lublinianie nie popadli w resentyment, przeciwnie – rejs Szymona Pietrasiewicza jest symbolem współpracy w ramach Koalicji Miast.
Natura konkursu ESK jest taka, że może wygrać jedno miasto – w rzeczywistości jednak zwycięzcami mogli być wszyscy, którzy startowali i w procesie tworzenia konkursowego programu zdołali uczynić z kultury wehikuł rekonstrukcji miasta, jego tożsamości i podmiotowości mieszkańców.
Lublin jest doskonałym przykładem miasta, które wygrało, choć nie zwyciężyło.