Demokrację trzeba budować od dołu – spontanicznie przekonuje Marcin Król w najnowszym numerze magazynu „Magazynu Miasta”. Jak bardzo od dołu?
W ustroju Polski główną jednostką administracyjno-polityczną jest gmina, to na jej poziomie praktykujemy demokrację w wymiarze samorządowym, dotyczącym wszystkich mieszkańców terytorium gminy. Gmina gminie nierówna, najmniej liczna Cisna liczy ok. półtora tysiąca mieszkańców, miejsko-wiejskie Piaseczno to już blisko 70 tys., Wrocław – prawie 650 tys.
Zakończyłem wyliczankę Wrocławiem, bo akurat w sobotę, 24 marca, miałem okazję uczestniczyć w debacie „Wrocław Rozmawia” o ustroju miasta. Wielkość miasta i centralizacja zarządzania organizmem bardzo różnorodnym, obszarowo rozproszonym i pokawałkowanym na fragmenty o odrębnych morfologiach i historiach coraz częściej wywołuje pytania, czy nie należałoby pójść z władzą w dół i oddać jej część z ratusza do osiedli.
Formalnie jest ich w mieście 48 i można je pogrupować pod względem morfologicznym na kilka typów: osiedla śródmiejskie, kameralne, blokowe, wielkie osiedla blokowe, osiedla mieszkaniowe wielorodzinne niekompletne, jednorodzinne niekompletne, miałomiasteczkowe i dawne wsie.
W tym podziale ujawnia się złożona historia rozwoju miasta i jego dynamiczna teraźniejszość. Za różnicami morfologicznymi idą różnice społeczne, ekonomiczne i demograficzne. Łączy ponad różnicami to, że osiedle staje się coraz ważniejszym punktem odniesienia dla mieszkańców miasta. Miasto metropolitalne staje się zbyt duże, rozbiegane i odległe, by stanowiło dobre zaplecze dla codziennego życia. Zaczynamy więc, nie tylko we Wrocławiu, odkrywać zalety lokalności jako przeciwwagi dla kosmopolitycznego gwaru metropolii.
Proces ten dobrze widać w badaniach Wrocławskiej Diagnozy Społecznej. Najnowsza edycja z 2017 roku pokazuje, że maleje liczba mieszkańców nieangażujących się w żadne działania obywatelskie w swoim miejscu zamieszkania: z 48,2 proc. w 2014 roku do 44 w roku 2017. Najpopularniejsze formy aktywności to spotykanie się i rozmawianie i problemach (33 proc.), wspólne spędzanie czasu na festynach i piknikach osiedlowych (23 proc.). Rośnie przekonanie, że możliwa jest większa aktywność – sprzyjać jej, zdaniem badanych, będzie zarówno mobilizacja wokół ważnych celów (wspólny interes, 43 proc.), jak i możliwość współdziałania w gronie przyjaznej grupy osób (25,7 proc., wzrost o ponad 10 pkt).
Te wyniki zdają się potwierdzać przekonanie Marcina Króla, który w felietonie dla „Magazynu Miasta” pisze:
Jedynym silnym i trwałym motywem tworzenia wspólnot lokalnych musi być szeroko rozumiana przyjemność. Przyjemność i poszukiwanie przyjemności to siły, które od dawna stanowią podłoże demokracji.
Tyle że powstaje pytanie jak zorganizować taką lokalną demokrację. Wrocławska Diagnoza pokazuje, że instytucja, jaką są rady osiedlowe, cieszy się znikomym uznaniem ze strony mieszkańców – zaledwie 2 proc. badanych uczestniczyło lub wspierało w działaniach radę osiedla. Więcej – 10 proc. – głosowało w budżecie obywatelskim. Dlaczego rady nie wywołują niemal żadnych emocji? Czy dlatego, że nie mają praktycznie żadnych kompetencji ani środków na działanie? Czy dlatego, że ta forma reprezentacji jest dla mieszkańców współczesnych osiedli nieadekwatna do ich potrzeb i stylu życia?
Wrocławska dyskusja nie odpowiedziała jednoznacznie, uznając raczej za rekomendacjami bardzo ciekawej Analizy Funkcjonalnej Osiedli, że nie ma jednego, optymalnego modelu organizacji aktywności mieszkańców w wymiarze lokalnym. Rady osiedlowe są potencjalnie ważnym, ale nie jedynym sposobem praktykowania lokalnej demokracji. Potrzebuje ona nie tylko instytucji, ale także przestrzeni, w których można praktykować bycie razem dla samej przyjemności współbycia. Jak pokazuje wspomniana Analiza, to właśnie brak takich przestrzeni – otwartych, publicznych miejsc, gdzie można by się spotykać nie po to, żeby robić coś konkretnego – według programu i określonego celu jest głównym deficytem polskiej lokalności.
To zdumiewające, jak bardzo o tym prostym fakcie w Polsce zapomnieliśmy. Na szczęście wraz z lokalnością odkrywamy również związane z nią podstawowe prawdy i zaczynamy poszukiwać dla nich wyrazu. Są nim np. centra aktywności lokalnej. Ale przecież doskonałym miejscem spotkania zawsze były także lokalne targowiska – wiele z nich padło ofiarą „modernizacji”, zamieniając się w lokalne centra handlowe, może i bardziej eleganckie, ale pozbawione już funkcji społeczno-integracyjnej.
Ciekawy głos do dyskusji o lokalności zorganizowanej w osiedlach wnosi „Magazyn Miasta”, pokazując wiele aspektów i przykładów projektowania osiedli zarówno w historii, jak i dzisiaj. Wszystkie te rozmowy i lektury prowadzą do wniosku, jaki Marcin Król wyraża w postulacie radykalnej lokalności:
Nie mamy żadnego obowiązku uczestniczenia w demokratycznych działaniach. Jeżeli przynoszą one takie samo poczucie przyjemności jak udział we wspól- nocie lokalnej, to uczestnictwo jest całkowicie dobrowolne. Rezygnacja z niego powoduje jedynie konieczność zdania się na wybory innych i jest rezygnacją z jednego z największych dostępnych nam źródeł przyjemności.
Wszystko to brzmi utopijnie, ale nie jest przecież dalece utopijne. Kto szuka w demokracji wyłącznie bezpieczeństwa, ten zawsze przegrywa. Demokracja to przede wszystkim sfera wolności i dlatego też wspólnoty lokalne stanowią jej przedsmak. Im bardziej zadbamy o radykalny charakter lokalności, tym większe mamy szanse na powodzenie naszych starań.
Radykalna lokalność i zakorzenienie w niej demokracji rodzi jednak problemy, jakie dobrze pokazuje Wrocławska Diagnoza Społeczna i jakie są zmorą aktywistów miejskich forsujących wizje dobrego miasta/osiedla, odwołujące się do ideałów, które często nie są dzielone przez większość. Cóż, we Wrocławiu, choć świadomość ekologiczna rośnie, to głównym problemem mieszkańców osiedli jest kwestia dostępności miejsc parkingowych.
https://www.facebook.com/wroclawrozmawia/videos/2088908708056119/
Komentarze: 4
Dodaj komentarz »