Sklepem numer jeden w wielu polskich miastach jest Biedronka. W byłych wojewódzkich także.
Czara goryczy przelała się z tego powodu w Słupsku. Jego mieszkańcy próbowali w 2013 r. pokazać ówczesnym włodarzom miasta, że zabytkowy budynek browaru i kultowe niegdyś kino Milenium to nie miejsce na dyskont z uśmiechniętym owadem w tle. Słupszczanie przemaszerowali w kondukcie żałobnym ulicami miasta i zapalili znicze na terenie starego browaru, a aktywiści z lokalnej organizacji pozarządowej zbierali podpisy pod obywatelską inicjatywą uchwałodawczą. Mieli pomysł, aby zmienić nazwę miasta na „Biedronowo”. Popularność zdobyły w tych dniach również internetowe memy z wizualizacjami żółtego marketu na parterze słupskiego ratusza.
W wielu miastach Archipelagu w trakcie kilkuminutowego spaceru „od Biedronki do Biedronki” natkniemy się na witryny co najmniej kilku innych marketów. Dyskonty powstają nie tylko w starych kinach i browarach, ale też na dworcach PKS (Wałbrzych, Ostrołęka), parkingach (Radom) czy w zabudowie niemalże szeregowej, po kilka marek na jednej ulicy – Legnica, Włocławek i Radom to miasta, gdzie zakupy zrobimy w sklepach przynajmniej 10 sieci. Obniżanie cen i wsparcie promocyjne m.in. w postaci hurtowo kolportowanych gazetek powodują wypieranie lokalnego handlu w miastach całego kraju, w tym także byłych wojewódzkich.
Handlowy tort wart 192 miliardy
Gra jest warta świeczki: wartość sprzedaży detalicznej sklepów spożywczych w Polsce wynosiła w 2005 r. blisko 128 miliardów złotych – 36 proc. obrotu przypadało na sieciowe sklepy wielkopowierzchniowe, a 57 proc. na niezależne sklepy spożywcze (w marketach prowadzona jest sprzedaż w różnych kategoriach, przeważają jednak produkty spożywcze).
Po dziewięciu latach sytuacja drastycznie się zmieniła. W 2014 r. udziały sprzedaży wynosiły już 63 proc. z 192 miliardów w hiper- i supermarketach oraz dyskontach – handlowcom niezależnym pozostało nieco ponad 23 proc. rynku (dane KPMG). Warto również wspomnieć, że 80 proc. powierzchni handlowej w tych sklepach należy do sieci zagranicznych (według Market Side).
Zwycięzca lub przegrany – zależy od perspektywy
W poszukiwaniu najbardziej „zmarketyzowanego” miasta wśród 31 byłych wojewódzkich policzyliśmy wszystkie szyldy wielkopowierzchniowych marek: Aldi, Auchan, Biedronka, Carrefour, Dino, E. Leclerc, Intermarche, Kaufland, Lidl, Mila, Netto, Polo Market, Real, Stokrotka oraz Tesco. To piętnaście sieci z przewagą kategorii spożywczej – z wyłączeniem sieciowych delikatesów Lewiatan i Społem.
Wybrane sieci mają przynajmniej kilkadziesiąt placówek na terenie kraju i regularnie plasują się w zestawieniu „najtańszych koszyków” prowadzonym przez portal dlahandlu.pl. Nie wszystkie sklepy ujęte w zestawieniu mają charakter ogólnopolski, ale zostały uwzględnione jako istotne na mapie handlowej w poszczególnych miastach (np. osiem Polo Marketów w Koninie, osiem sklepów Mila w Płocku).
W byłych stolicach województw zlokalizowano ponad 600 punktów wyżej wymienionych sieci. Najwięcej w Radomiu (39, w tym 20 sklepów Biedronka i 19 należących do dziesięciu innych sieci), Częstochowie i Płocku (po 32) i Bielsku-Białej (30). Więcej niż 20 sklepów jest zlokalizowanych jeszcze w ośmiu miastach Archipelagu. Na drugim biegunie plasują się Sieradz i Tarnobrzeg z jedenastoma sklepami w każdym z miast; stawkę w tym zestawieniu zamyka Ciechanów, gdzie doliczyliśmy się „tylko” 8 sklepów należących „jedynie” do 4 sieci.
Wskaźnik udyskontowienia
Prawdziwym miernikiem nasycenia sklepami sieciowymi jest liczba mieszkańców przypadająca na jeden punkt sprzedaży, która w miastach ekswojewódzkich, gdzie na jeden sklep przypada tylko 2631 mieszkańców. W rankingu miast-dyskontów z najmniejszą liczbą mieszkańców przypadającą na sklep wybijają się też: Leszno (3077), Konin (3190) i Słupsk (3329). Wydawać by się mogło, że wraz ze wzrostem liczby mieszkańców „nasycenie sieciowe” będzie malało, co potwierdza wynik Częstochowy (najniższy wskaźnik nasycenia – na poziomie 7191) oraz niższe nasycenie w najbardziej ludnych miastach Archipelagu, tj. w Radomiu (5569), Bielsku-Białej (5767), Elblągu (6798) i Wałbrzychu (6141).
Z tej reguły wyłamuje się jednak Płock z wynikiem „tylko” 3820 mieszkańców przypadających na sklep. Wyjątkowy jest także nieduży Ciechanów, gdzie na jeden sklep z naszej listy przypada aż 6441 mieszkańców.
Przykładając wskaźnik „zmarketyzowania” do słabo, średnio i mocno nasyconego sklepami wielkopowierzchniowymi miasta wojewódzkiego, okazuje się na przykład, że w żadnym z miast Archipelagu nie ma tak niewielu sklepów jak w Kielcach – wskaźnik nasycenia wynosi tam ponad 7600. W Suwałkach i w Radomiu na jeden sklep przypada więcej mieszkańców niż w Bydgoszczy (4992), ale mniej niż w Poznaniu (5649), który ma za to większe „nasycenie sieciowe” niż Bielsko-Biała, Wałbrzych, Ciechanów, Elbląg i Częstochowa.
Każdy Archipelag ma dwa końce
W traktowanym nieco po macoszemu przez sieci handlowe Ciechanowie mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce. Powstał m.in. fanpage „Chcemy LIDL w Ciechanowie”, który zgromadził blisko 1800 fanów, a jego twórcy zebrali ponad 800 podpisów na poparcie budowy dyskontu. Jak piszą inicjatorzy akcji: „Pokazaliśmy, że nasz głos też się liczy. Zjednoczyliśmy się w sprawie dla miasta ważnej”. Jeden z komentarzy na stronie z 11 maja głosi: „Czas na odmianę, a nie tylko same Biedronki”. Ostatecznie po sześciu rundach konsultacji społecznych, przy 84 proc. poparciu dla budowy nowego sklepu niemieckiej sieci handlowej, pod koniec maja radni zagłosowali za planem zagospodarowania przestrzennego przewidującym lokalizację nowego sklepu na terenie byłych zakładów poligraficznych Gryf.
Tymczasem elblążanie poszli krok dalej we wsparciu jednej z zagranicznych sieci – budowa hipermarketu TESCO jest jedną z inicjatyw zgłoszonych w czwartej edycji elbląskiego Budżetu Obywatelskiego. Projekty są obecnie w fazie weryfikacji.
Mimo międzymiastowych różnic „obiegowe opinie” wzmiankowane prasie fachowej zawierają więcej niż ziarno prawdy: granice „udyskontowienia” są widoczne na horyzoncie, na co wskazują badania np. Euromonitor International, według których obroty sieci nie będą rosły już w dotychczasowym tempie, a portfel placówek zostanie zrewidowany. Ten trend oznacza szansę dla lokalnych przedsiębiorców i ich nieodległych dostawców – którzy póki co głównie w większych miastach korzystają z narastającej mody na regionalne, sprawdzone, bardziej ekologiczne produkty spożywcze. W wielu miastach Archipelagu na zmiany poczekamy jednak dłużej.
*
Małgorzata Łosiewicz jest słupską korespondentką projektu Miasto Archipelag – Polska mniejszych miast, realizowanego przez Wydawnictwo Karakter wspólnie z Tygodnikiem POLITYKA, Trójką i Instytutem Reportażu. Piotr Kulikowski jest korespondentem Miasta Archipelagu z Bielska-Białej. Więcej o projekcie także na Facebooku.
Komentarze: 2
Dodaj komentarz »